Poszukuję kogoś, kto przeczyta mój krótki prolog do nowego opowiadania i wypowie się na jego temat. Bo nie wiem, czy pisać dalej, a podobno to prolog decyduje, czy czytelnik zainteresuje się opowiadaniem
Offline
Pisarz
Ja mógłbym luknąć na niego, ale lepiej niech zrobi to ktoś oprócz mnie jeszcze xD
Offline
Płomień ostatniej świecy zgasł. Z pewnością to nie sprawka wiatru, gdyż w pomieszczeniu, w którym przebywał arcykapłan, nie było okien ani nawet najmniejszych dziur w ścianie. Teraz jedyne blade światło wydobywało się z klejnotu, dorównującemu pięknością najdokładniej oszlifowanym brylantom.
Mężczyzna o skośnych oczach i długich, siwiejących włosach sięgających niemal do pasa, uniósł kryształ najdelikatniej, jak potrafił. Był on zwieńczeniem ponad osiemdziesięciu lat nauki oraz żmudnych badań nad właściwościami kamieni dusz, czyli magicznych kruszców, w których uwięziono energie życiowe różnych istot: od ludzi po szczury. Jednak ten jedyny, niepowtarzalny klejnot, porównywalny rzadkością z białym krukiem, więził dwa duchy. Nekromanty i przedstawiciela demonicznej rasy N'shamath, zamieszkującej podziemia. Arcykapłan był święcie przekonany, że taka mieszanka pozwoli mu wreszcie uzyskać upragnioną nieśmiertelność.
Stuletni mężczyzna zamknął oczy, dostrajając się do pulsowania kryształu. Nadeszła chwila prawdy. Jeżeli mu się powiedzie, czeka go cała wieczność, lecz jeżeli nie, śmierć lub po prostu kolejne dwie dekady życia, właściwe dla dożywającej ponad sto trzydzieści lat rasy Chedo. Wykonał kilka zawiłych gestów wolną dłonią, formując w powietrzu kulę jasnego światła wielkości pięści. Zmarszczył czoło, kiedy obiekt zaczął parzyć jego skórę, był zbyt skoncentrowany, aby zareagować w inny sposób. Powoli i delikatnie umieścił kulę w powietrzu tak, aby w jej sercu znajdował się klejnot trzymany przez niego w prawej ręce. Zacisnął na nim palce i czekał. Miał wrażenie, że te kilka sekund to wieczność. Wtedy wszystko wybuchło.
Arcykapłanowi zawirowało przed oczami i rzuciło nim o ścianę. Komnatę zalał ostry blask, chwilowo oślepiający siwiejącego mężczyznę. Nie wiedział, czy się udało. W pokoju rozległo się dudnienie przemieszane z huczeniem. Katsudo złapał się na tym, że krzyczy. Teraz już nic nie widział, ale czuł, że dzieje się coś niedobrego, dostał gęsiej skórki. Usłyszał jakiś szept nad uchem. Nie zrozumiał, co miał mu do przekazania cichy głos, lecz kiedy ten skończył mówić, wszystko ucichło. Oszołomiony arcykapłan otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie. Przez moment widział tylko rozmyte obrazy. Lekki wiatr musnął jego policzek.
Wiatr?!
Mężczyzna znów zamrugał. W ścianie po jego prawej stronie ziała wielka dziura. Jednak Katsudo nie potrafił na niczym skupić wzroku, rozpaczliwie szukał klejnotu. Kiedy wreszcie go znalazł nogi się pod nim ugięły.
Leżał na ziemi. Przepołowiony. Bez nawet najsłabszego blasku.
Arcykapłan jęknął najżałośniej w całym swoim życiu. Miejsce rozpaczy wkrótce zajęła wściekłość.
- Co zrobiłem nie tak?! - pytał sam siebie. Niestety nie otrzymał odpowiedzi.
Offline
Ciekawe z tym klejnotem to coś mi tu podobne ale jeśli to prolog to swietnie ci poszło, Aine. Jestem ciekawa co dalej sie wydarzy Mam nadzieje, ze opublikujesz ^^ kiedyś
Offline
Ja to zamierzam dalej pisać xd Dziękuję za pochwałę, a co do klejnotu... po prostu nic innego nie przyszło mi do głowy. Dalej pojawią się przemili bracia bliźniacy... ;]
Offline